Pobierz książkowy NIEKALENDARZ

 

Książnica Pruszkowska korzysta ze środków Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2.0

DKK

Polub nas na Facebooku
Facebook Pagelike Widget

Nagroda Literacka im. Księdza Jana Twardowskiego – Finał 2018

 

 

 

NAGRODA LITERACKA IMIENIA KSIĘDZA JANA TWARDOWSKIEGO- Edycja 2018

3 czerwca, w Sali Koncertowej Pałacu Sokoła odbył się uroczysty Finał tegorocznej edycji Nagrody Im. Księdza Jana Twardowskiego.

Zdobywcą nagrody głównej został Krzysztof Kuczkowski,

a medal za całokształt twórczości otrzymała Adriana Szymańska, w imieniu której występowała córka – Katarzyna Bieńkowska.

Wiersz Laureatki recytowała wnuczka – Klara Bieńkowska.

Laudacje wygłosili Przemysław Dakowicz i Wojciech Kaliszewski.

Uroczystości towarzyszył spektakl poetycko-muzyczny Bożeny Sitek na motywach twórczości Księdza Twardowskiego: „Gdy mówisz, że kochasz”.

W części mniej oficjalnej Laureat podpisywał nagrodzony tom wierszy.

Film Przemysława Dakowicza ukazujący kulminacyjny moment uroczystości.

Fotografie: Andrzej Tomasz Malczyk – Głos Pruszkowa

TO, CO JEST, JEST POEZJĄ

 

[LAUDACJA WYGŁOSZONA Z OKAZJI PRZYZNANIA

KRZYSZTOFOWI KUCZKOWSKIEMU NAGRODY LITERACKIEJ

  1. KS. JANA TWARDOWSKIEGO

ZA TOM WIERSZY RUCHOME ŚWIĘTA]

 

 

Czy widziałeś nowe niebo i nową ziemię?

Bom – bym – bo

Bom – bym – bo

Czy widziałeś niebo i ziemię nową?

 

Krzysztof Kuczkowski

 

 

Krzysztof Kuczkowski jest jednym z najbardziej zadziwiających poetów naszej współczesności. W jego wierszach skażona świadomość i zmiażdżona wyobraźnia współczesnego człowieka prowadzą fascynujący dialog z przeszłością – z wizją świata sprzed katastrofy, sprzed oddzielenia się fizyki od metafizyki, sprzed momentu, w którym rozum począł dowozić swojej wyższości nad innymi władzami poznawczymi człowieka, a racjonalistyczny światopogląd postponować wiarę, która stanowiła rękojmię sensu i dawała poczucie zakorzenienia w świecie.

Słowem – Kuczkowski, autor Ruchomych świąt, to zarazem poeta świata sprzed katastrofy i świata po katastrofie, reprezentant umysłu i jego najzagorzalszy przeciwnik, obrońca sensu i ktoś, kto formuły przeszłości poddaje wielokierunkowej semantycznej weryfikacji, majster ironii i groteski, to znaczy: twórca, który odrobił zarówno lekcję Norwida, najbardziej chrześcijańskiego z naszych dziewiętnastowiecznych poetów, jak i dwudziestowieczną lekcję Leśmiana i Schulza. Uczeń klasyków i znawca awangardy – bezgranicznie oddany słowu i najbardziej wobec słowa nieufny. Wszystkie te doświadczenia kultury ostatnich dwóch wieków Kuczkowski uwewnętrznił, przetrawił i uczynił składnikami własnego lirycznego wysłowienia.

Jeden z najbardziej zadziwiających wierszy tomu Ruchome święta, uhonorowanego Nagrodą Literacką im. ks. Jana Twardowskiego, brzmi następująco:

 

Adamek vs Kliczko

 

Tęcza? Sznur do bielizny okręcony

wokół Sopotu. Tęcza dobrze naciągnięta

brzęczy jak bąk beczy jak baranek

w krzaku berberysu.

 

Usłyszałem śpiew tęczy i uwierzyłem w

tryumf Adamka. Wieczorem został zbity

jak pies. Na zboczu Łysej Góry sińce światła

czarny bez błądzące alikwoty.

 

Pięściami okładałem Łysą Górę za walki

skończone przed czasem miłosne klęski

przegrane bitwy z potworami.

 

Góra stękała jak krowa kołysała się jak na

haku trup. Od wschodu do zachodu nic tylko

to ścierwo. Tęcza. Grób.

 

Co znajdujemy w rzeczonym wierszu? Specyficzną wizyjność, w której świat dostępny zmysłom poddany zostaje swoistej refiguracji. Tęcza przemienia się w sznur do bielizny, następnie zaś w buczącego bąka, który natychmiast przedzierzga się w baranka zaplątanego w krzak berberysu. Bo Kuczkowski pisze własną księgę Metamorfoz, w której bokserski pojedynek Tomasza Adamka z Witalijem Kliczką może stać się figurą błogosławionej winy, felix culpa, obrazem ludzkiego upadku i niepojętej Bożej dobroci, która grzesznika ponosi z największego upadku i z najczarniejszej rozpaczy. Śmierć przemienia się w życie, grób odsyła do kołyski, a klęska staje się – trudnym do pojęcia, ale jakże rzeczywistym – synonimem zwycięstwa. Jak w jednym ze starszych wierszy autora Ruchomych świąt, opatrzonym tytułem Anioł Jeffa Buckley’a, w którego zakończeniu czytamy:

 

miłość nie jest marszem

zwycięstwa, ale niekończącym się

 

szeregiem klęsk, po których

– wciąż wyżej i wyżej – wspina się

twoje Alleluja.

 

Dlaczego Krzysztof Kuczkowski pisze? Jedną z najbardziej zasadniczych racji uzasadniających jego twórczość przynosi motto Ruchomych świąt, zaczerpnięte z Traktatu teologicznego Czesława Miłosza: „Oby do naszej mowy wróciła rzeczywistość, / to znaczy sens, niemożliwy bez absolutnego punktu odniesienia”. Kuczkowski pisze z głodu, z głodu rzeczywistości, z tęsknoty za tym, co jest, co istnieje i nie podlega kwestionowaniu, a także za Tym, Który Jest.

Poeta dobrze jednak wie, że o sprawach najpierwszych nie sposób dziś mówić tak, jak mówiło się sto, dwieście lat temu. Że naszą percepcję, percepcję ludzi współczesnych, odbiorców (i współtwórców) kultury multimedialnej, nieustannie coś zakłóca. Odzywa się jeden głos, lecz zanim zdąży w pełni rozbrzmieć, jakiś inny głos przejmuje nad nim kontrolę – i mówią naraz, przemawiają równocześnie, dwa-trzy głosy, nawzajem się znoszące, unieważniające, podające się w wątpliwość. Kuczkowski jest poetą – by tak rzec – multimedialnym, ma bowiem głęboką świadomość kulturowego, cywilizacyjnego kontekstu. W rozmowie z Wojciechem Kassem powiada:

 

No więc lubię intelektualną przewrotność, ironiczny dystans, stawianie trudnych pytań. Lubię utrudniać życie rozmaitym interpretatorom i księgowym literatury, i tak np. staram się nie ulegać naporowi popkultury, jednocześnie nie zamykam się na to, co w niej dobre; nie pędzę za modą, jednocześnie chcę zaznaczyć, że to, co na czasie, nie jest mi zupełnie obce; […] lubię mówienie poważne i odpowiedzialne, zwłaszcza w sferze wartości, ale wiem, że powaga pozbawiona poczucia humoru może być śmiertelnie nudna itd. („Chodzi o jak największy zamach…” Z Krzysztofem Kuczkowskim poetą, eseistą, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika literackiego „Topos” rozmawia Wojciech Kass, „Nowa Okolica Poetów” 2008, nr 3, s. 50)

 

Autor Ruchomych świąt rozumie i najgłębiej pojmuje języki nowoczesności, przemawia tymi językami, ale – niespostrzeżenie – jego wiersz występuje przeciw nim. Przeczytajmy Tryb powtarzania, jeden z najważniejszych utworów książki nagrodzonej laurem im. ks. Jana Twardowskiego. Przytaczanie tu wszystkich bez wyjątku wersów zajęłoby zbyt wiele czasu, wyjmijmy więc tylko te najbardziej istotne:

 

Nie wiem, czy to coś znaczy. Prawda nie jest

ruchoma. Świat krąży wokół prawdy, ale prawdy

znać nie chce. Z samego obracania się nic nie wynika.

 

To stwierdzenie rzeczy pierwszych, zakreślenie granic świadomości, granic nieprzekraczalnych. Bo prawdy się nie negocjuje. Ona jest lub jej nie ma.

Następnie – ironiczny, bez wątpienia – portret współczesności, w której wszyscy poruszamy się i jesteśmy:

 

Jak się nazywasz? Nie wiem. Skąd jesteś? Nie wiem.

[…]

Im mniej widzę tym więcej rozumiem ale

nie zapamiętuję tego co zrozumiałem. Żeby widzieć

nie musisz patrzeć. Obserwuj obserwującego. Jesteś

wystarczająco stary żeby być dobrym trupicielem.

Umarli śledzą umarłych. Umarli podglądają się

nawzajem kłócą się o lepsze miejsca na cmentarzach

z satysfakcją czytają nekrologi dawnych przyjaciół

nad trumnami poetów recytują ich wiersze. Za późno.

 

W owo cmentarzysko kultury (kultury niegdyś zakorzenionej w sprawach ducha, która odeszła od własnych źródeł), wstępuje pochód pierwszokomunijnych dzieci:

 

Z kosza kościoła wysypują się dziewczynki. Mają białe

trzewiczki białe rękawiczki białe modlitewniki

białe wianki. Dziewczynki idą pośród umarłych.

 

„Tutaj wszystko jest ciemne” – mówi podmiot wiersza, a za nim powtarza Kuczkowski. Jego słowo jest próbą objaśnienia, zrozumienia, współczującego opatrzenia wszystkich bolesnych miejsc współczesności, wszystkich jątrzących się zranień postchrześcijańskiej kultury.

Powiada poeta w rozmowie z Wojciechem Kassem:

 

Obrazy to tylko narzędzia nazywania i przekazywania poetyckiego komunikatu. Wiem, że według ewangelii postmodernistycznej prawda jest ruchoma i niepochwytna, ale ja mam gdzieś to, co głoszą „pości”. Gdzieś przecież jest ten „tajemniczy punkt oparcia, wokół którego można budować życie” […].

Warto przedzierać się i przez życie, i przez słowa, żeby uchwycić to coś, co daje nadzieję. Warto przebiegać labirynty, kopać artezyjskie studnie, schodzić w głąb ziemi i szybować myślą w niebo, odrzucać to co zewnętrzne i powierzchowne, żeby dotrzeć do tego co JEST. („Chodzi o jak największy zamach…” Z Krzysztofem Kuczkowskim poetą, eseistą, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika literackiego „Topos” rozmawia Wojciech Kass, „Nowa Okolica Poetów” 2008, nr 3, s. 62)

 

Poezja wyrastająca z pragnienia, by dotrzeć do tego co JEST, by pojąć i opisać to, co pojmowaniu i opisaniu się wymyka, poezja w przedziwny, paradoksalny sposób realizująca owo pragnienie – zasługuje na najwyższe laury.

 

 

dr Przemysław Dakowicz

Katedra Literatury XX i XXI wieku

Uniwersytet Łódzki

 

Wojciech Kaliszewski

 

                        Laudacja wygłoszona podczas  wręczania Adrianie Szymańskiej Medalu im. księdza Jana Twardowskiego za całokształt twórczych dokonań.

 

 

 

            Adriana Szymańska jest poetką wybitną, ale przy tym niezwykle skromną, codzienną. Paradoksalność, sprzeczność i nieomal oksymoroniczność tego stwierdzenia podkreśla tylko wyjątkowy, własny i niepowtarzalny trop jej twórczości. Poetka od pół wieku nieprzerwanie „szkoli zmysły by pojąć tajemnicę istnienia”. Debiutowała  tomem Nieba codzienności w roku 1968, wiedząc, że ryzykuje, że zanurza się w słownej nieskończoności i że w tej nieskończoności – aby być – musi odnaleźć własną dykcję. Co więcej od samego początku wiedziała, że ta bezgraniczna wspólnota poetyckich języków została jakby powierzona jej pieczy, że ma swoim słowem troszczyć się o słowa inne i innych, że ma je oświetlać, że poezja to nie jest igraszka, ale – nie tracąc nic z lekkości, powabu zmysłów i harmonii współbrzmień – to zadanie naprawdę ważne i twórcze, kształtujące postać świata.

            Pół wieku to sub specie aeternitatis niewiele, lecz z punktu widzenia człowieka to nieomal wieczność.  Ale Adriana Szymańska stała się mimo to jej władczynią, umiała nad jej nieskończonością zapanować, odsłonić jej tajemnice, wydobyć ukryte w niej kształty i – co najważniejsze – zawsze umiała rozpoznawać całe bogactwo zmieniającego się czasie świata, wierząc mocno w nieśmiertelność ludzkiej duszy i metafizyczny sens poezji.  Sama ujęła to kiedyś niezwykle trafnie mówiąc, że w pisaniu chodzi jej o to „ …by z >z niczego<, co jest niepisaniem, chaosem, powszedniością, tworzyć budowlę sensu, wewnętrznej siły, kochania.” Jej poezja wznosi się więc na fundamencie wiary i nadziei, umacniana jakby nieustannie przekonaniem, że poetyka jest funkcja etyki. Ale – podkreślić trzeba to mocno: etyki pełnej miłości, zrozumienia i otwartości wobec całej rzeczywistości. Bo kochać świat i ludzi to chcieć, aby ten świat stawał się dobry i celowy.  Dlatego poezja musi także – tu znowu przywołam słowa samej poetki – „być siekierą, która rani nie po to, aby ranić, lecz aby uobecnić opór wobec zła”. A ono – wytrwałe i cierpliwe – we współczesnym świecie działa wielorako, na przykład poprzez odwracanie znaczeń, burzenie porządku tradycji, czy rozsadzanie struktury języka. Tak mocna i zdecydowana postawa aksjologiczna – ocalająca, ratująca i broniąca prawa do miłości, współczucia, żalu, łez, ale także do prostej radości, śmiechu i zabawy  – sprawia, że wiersze Adriany Szymańskiej tworzą wciąż poszerzany, żywy zbiór zachwycający autentycznością i jasno wyrażana prawdą. Poetka czerpie ze źródeł niekłamanych przeżyć, z tego, co jest rzeczywistym tworzywem wypełniającym formę autobiograficzną.  W jej wierszach goszczą więc na przykład – na prawach wrażliwych świadków ludzkich przygód – drobiazgi podręczne, rzeczy, przedmioty pospolite, osobiste. Ich obecność wiąże świat uczuć i doznań z konkretnym wymiarem, z tym, co dokonuje się tutaj i teraz. Tę niezwykłość doznań, spotkań i olśnień udało Szymańskiej uchwycić w przepięknym wierszu o muzycznym tytule Aria na strunie G:

                        Nie szukaj cudów ponad ziemią

                        bo one blisko są: na dłoni

                        twej siada właśnie Anioł nagły

                        strojny w ulotność swych przeznaczeń.

            Wiersze powstają w chwilach wyjątkowego napięcia i skupienia wszystkich wewnętrznych sił ludzkich. W chwilach niezwykłych, w takich, w których człowiek zostaje oświecony światłem wiary. W tym sensie wiara i poezja są sobie bliskie, otwierają bowiem człowieka na inny – niż doczesny – wymiar istnienia, umacniają go w trwaniu i ostatecznie pozwalają wyśpiewać pieśń radości:

                        Wierzyć u progu snu w nieśmiertelność świtu

                        i  wejść – z zamkniętymi oczami – w światło

                        nowego poranka. Iść, ciągle wierząc, po strunie

                        wszechświata tak małej, ze niewymierzalnej.

                        Nie będąc już – być bijącym wciąż tętnem

                                                                       pracowitego zachwytu.

Ten wiersz nazywa się Metanoia. Nawrócenie. Takich „nawróceń”, takich „metanoicznych” zapisów jest w poezji Adriany Szymańskiej bardzo dużo. Tworzą one układ niezwykłych stopni, prowadzących człowieka w porządku wertykalnym ku eschatologii, ku horyzontowi, z którego może  spoglądać na świat w perspektywie nieprzemijającej radości. Psalmiczne, modlitewne i hymniczne kształty jej wierszy otwierają się na całość istnienia, na to co przed „linią śmierci” i to, co poza nią. Na widziane i przeczuwane. Na Nieskończoność. Na Boga.

                 Szymańska ma rzadki dar chwytania rzeczywistości w stanie dynamicznym. W jej wierszach świat cały czas „staje się”, rozwija, zmienia, szuka formy. Dlatego jej poetyckie tonacje – raz pełne smutku, elegijne, to znowu radosne , słoneczne nieustannie się uzupełniają, dopełniają, dialogują, składając się na kanon jej wierszy. Na poetycko  przeczuwaną całość.

            Adriana Szymańska jest – powtórzę poetką wybitną, ale jest także niezwykle ciekawą eseistką, autorką wnikliwych sadów krytycznoliterackich, pisuje dla dzieci. Jest pisarką z wielką pasją poznawczą, z wielką energią twórczą i zarazem z wielką pokorą wobec świata i ludzi. Wobec wszelkiego istnienia.