Halina Grochowska w DDK Filii Nr 7
25 maja, w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki, w Filii Nr 7 gościliśmy Halinę Grochowską, autorkę powieści Pokłon i Poklask.
W spotkaniu brali udział czytelnicy aktywnie uczestniczący w spotkaniach Dyskusyjnego Klubu Książki.
Czytelnicy, którzy przeczytali powieści naszego Gościa, zadawali liczne pytania – niektóre bardzo wnikliwe.
Popołudnie upłynęło w miłej, rodzinnej atmosferze, do której niewątpliwie przyczyniła się Krystyna Stępień, która przygotowała spotkanie.
Fotografie – Tomasz Malczyk i Krystyna Stępień.
Halina Grochowska
Urodzona w 1952 roku w Zielonej Górze. Absolwentka Wydziału Elektrycznego Politechniki Śląskiej. Kilkanaście lat pracowała w Kombinacie Metalurgicznym Huty Katowice jako specjalista nadzoru oraz dwadzieścia lat jako nauczycielka przedmiotów zawodowych elektrycznych w Zespole Szkół Technicznych w Jaśle. Od momentu przejścia na emeryturę mieszka na podlaskiej wsi. Zajmuje się maleńkim gospodarstwem i często opiekuje się wnukami. W 2013 roku została wydana pierwsza powieść jej autorstwa pt. Pokłon – poświęcona powojennemu pokoleniu repatriantów w Zielonej Górze – natomiast w 2015 roku – Poklask, oddający rzeczywistość PRL-u lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
POKŁON
Mieszkańcy podwórka jednego z miast na Ziemiach Odzyskanych chcą zapomnieć o krzywdach doznanych w minionej wojnie. Te, które poraniły dusze, ujawniają się w codziennych sytuacjach:
– okrucieństwie i przemocy wobec dzieci,
– nawykach żywieniowych – rozmoczony suchy chleb to już posiłek,
– strachu przed kontaktem z jakąkolwiek władzą,
– prowadzących zazwyczaj do bójek dyskusjach o władzy i przyszłości ojczyzny,
– krwawych porachunkach, którymi kończy się prawie każda potańcówka.
– lukach edukacyjnych i analfabetyzmie.
Krzywdy wyrządzone przez bolszewików w wypadku kresowej szlachcianki Marii to sieroce zapracowane dzieciństwo. Wrażliwa i ambitna kobieta usiłuje mimo poważnych braków w wykształceniu i w wychowaniu „udawać kogoś lepszego”. Z fatalnym skutkiem…
O wpływie rodziców na nasze życie mówi jeszcze inna przewrotna sentencja – „Połowę życia psują nam rodzice, a następną połowę – dzieci”. Bardzo łatwo popsuć tę pierwszą połowę. Przecież rodzice tylu rzeczy nas pozbawili:
- Nie dali – bo nie mieli. Powracali do zgliszcz z tobołkami i z ochotą do życia bez uporczywego strachu. Zgliszcza były na ogół splądrowane przez bezwzględnych i cwanych. Ci ostatni byli w większości, bo tacy mieli większe szanse przetrwać.
- Nie nauczyli – bo nie umieli. Kiedy mieli się nauczyć, jeśli ich dzieciństwo upłynęło na byciu wyręką, czyli na pracy w domu, natomiast młodość – w dzisiejszym rozumieniu późniejsze dzieciństwo – na byciu na służbie, czyli pracy u obcych?
- Nie pokazali – bo nie mieli zielonego pojęcia. Nie każdy dorosły z tamtych czasów widział w życiu pociąg, morze, miasto. Młodzi chłopcy chętnie szli do wojska, a nawet i na wojnę, bo chcieli zobaczyć kawał świata. Pamiętam, jak mój ojciec miał pracę związaną z wyjazdami służbowymi. Jeśli w służbowym terenowym aucie było akurat wolne miejsce, zabierał mnie ze sobą tylko po to, abym zza szyb mogła coś zobaczyć. Zobaczyć kawał świata.
- Nie przekazali – bo nie było czego. Potracili przecież na wojnach i rewolucjach dosłownie dorobki całego życia, zdrowie, bliskich. Wyszukiwali w zgliszczach miejsca na przetrwanie. Eleganckich, bogatych poniemieckich mieszkań najbiedniejsi, najbardziej skrzywdzeni przez los nie zajmowali. Bali się. „Oni jeszcze mogą tu wrócić” – mówili.
- Nie ustrzegli – bo nie zauważyli.
- Nie obronili – bo sami byli słabi.
- Nie nadążyli – bo jak mieli nadążyć, kiedy świat biegł tak szybko.
Była druga połowa dwudziestego wieku, a oni pochodzili z regionu cofniętego o kilkaset lat. Wykształcenie wielu dorosłych sprowadzało się do znajomości liter i podstaw rachunków. Wtedy to był standard. Słyszało się w radiu i szkołach o szeroko zakrojonej walce z analfabetyzmem – o tysiącach dorosłych, którzy dzięki akcji młodzieży z ZMP nauczyli się pisać i czytać. Kilka lat później wyszło na jaw, że wielu podpisało dokument o swoim wyjściu z analfabetyzmu, bo… na kursie nauczono ich tylko składania swojego podpisu (jego bezmyślnego rysowania). Za dwadzieścia czy pięćdziesiąt, czy nawet sto lat lista zarzutów i żalów wobec rodziców będzie o wiele dłuższa. W zakresie podanych już punktów będzie identyczna. Zmienią się tylko rekwizyty i sceneria. Mieszkańcy podwórka jednego z miast na Ziemiach Odzyskanych chcą zapomnieć o krzywdach doznanych w minionej wojnie. Te, które poraniły dusze, ujawniają się w codziennych sytuacjach…
POKLASK
„Poklask” to obrazki z życia ludzi żyjących w rzeczywistości PRL. Niczym kadry na czarno-białej kliszy autorka uchwyciła zdarzenia naznaczone piętnem tamtych trudnych i szarych lat. Te większe i poważne, jak walka z reżimem, propagandą i indoktrynacją, powojenna partyzantka, nieuczciwe procesy i masowe aresztowania, ale też te mniejsze, codzienne: prace chałupnicze, paczki z Ameryki, szkolne wybryki, pierwsze miłości, małe sukcesy.
Książka ma wielu bohaterów: grono pedagogiczne szkoły, uczniów działających w ZMP i ZMS, organizujących apele „ku czci”, pracowników nowo wybudowanego kombinatu, junaków z SP walczących o przodownictwo pracy, matki i ojców próbujących zapewnić lepszy byt rodzinie. Wszyscy oni jednym głosem zaświadczają o tych okruchach prawdy na temat Polski lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.