Pobierz książkowy NIEKALENDARZ

 

Książnica Pruszkowska korzysta ze środków Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2.0

DKK

Polub nas na Facebooku
Facebook Pagelike Widget

Żar słowa

 

Plon XV edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. C. K. Norwida

ISBN 978-83-62144-54-9

To już piętnasta edycja naszego Konkursu. Mały jubileusz. Poeci z całego świata nadesłali 242 zestawy wierszy. Na pierwszą edycję w roku 2003 nadesłano 163 zestawy, na edycję piątą – w roku 2007 – 143 zestawy, w roku 2012 na jubileuszową, dziesiątą, 266 zestawów, w ubiegłym roku nadesłano 176 zestawów.

Można z całą pewnością stwierdzić, że zainteresowanie Konkursem nie maleje. Mamy grono wiernych uczestników, od kilkunastu lat nadsyłających wiersze, mamy zespół doświadczonych jurorów, wybitnych literaturoznawców, i – co najważniejsze – mamy wiernych Czytelników, z których wielu co roku w maju przychodzi na finał Konkursu.

Czego chcieć więcej? Może większego udziału miejscowych poetów, których w Pruszkowie nie brakuje. W 2016 roku, z okazji stulecia naszego miasta, Konkurs został poszerzony o okolicznościową kategorię „wiersz o Pruszkowie”. Niedawno wydaliśmy osobny tomik „Poeci dla Pruszkowa” zawierający wybór wierszy nadesłanych z tej okazji.

Spośród ponad pięćdziesięciu autorów, tylko dwie osoby pochodzą z Pruszkowa. Mamy nadzieję, że będzie lepiej, nie na darmo przecież kilka lat temu zainicjowaliśmy poetycką serię „Pruszkowski Parnas”.

            Podobno w nieciekawych czasach poezja zamiera. Czyżby nasze czasy były aż tak ciekawe? Kanclerz Bismarck powiedział, że „Polacy są poetami w polityce, a politykami w poezji”. Jesteśmy przekonani, że nasz Konkurs udowadnia, iż przynajmniej w połowie się mylił.

Nasi poeci są po prostu poetami…

   

 

 

Piotr Mitzner

CZY ROZPIESZCZAĆ POETÓW?

Jeżeli istnieje taka możliwość, należy wręczyć nagrody poetom. Nienagrodzonych, a zwłaszcza notorycznie nienagradzanych stresuje to albo mobilizuje („ja wam jeszcze pokażę!”).

     Gdy mówimy o poetach-laureatach, radzę przejrzeć kalendarium literackich Nagród Nobla, zwłaszcza z początku XX wieku. Zobaczymy tam wielu całkowicie później zapomnianych a uderzy brak wielu znaczących i do dziś czytanych autorów.

     Bywają w tej kwestii sytuacje całkowicie paradoksalne: dlaczego Jorge Luis Borges nie dostał Nagrody Nobla? Bo wszyscy uważali, że na pewno od dawna ją ma.

     Tak więc nagrody wzbudzają wiele dobrych i złych emocji. Trzeba wypracować sobie dystans w tej materii. I zastanowić się, jakie są optymalne warunki dla powstawania poezji. Zwłaszcza tej większego kalibru.

     Zastanawiał się nad tym Ezra Pound, chciał za wszelką cenę ulżyć doli przyjaciela Thomasa S. Eliota, który, już jako autor jednego z najważniejszych poematów XX wieku, Ziemi jałowej, pracował w banku. Nie było to miejsce godne poety, więc Pound rozpoczął społeczną zbiórkę na stypendium dla kolegi, by ten mógł rzucić pracę i poświęcić się twórczości. Gdy Eliot się o tym dowiedział, wpadł w gniew. Zbyt wysoko cenił sobie mieszczańską część swojej osobowości. Solidny etat w brytyjskim banku to przecież wielki prestiż.

     Zajmowałem się ostatnio rosyjską literaturą emigracyjną. To szalenie ciekawy temat, zwłaszcza że kilku pisarzy z tej diaspory mieszkało w Polsce. Był wśród nich Lew Gomolicki, wybitny poeta rosyjski, a po wojnie – prozaik piszący po polsku. Życie go nie rozpieszczało, ale nie narzekał. Mało tego, uważał, że to dobra szkoła dla ducha i litery. Pisał: „Do sprzyjających okoliczności, w których kształtuje się przyszły geniusz emigracji dodałbym jeszcze niepowodzenie, tragiczną sytuację. Powodzenie rzadko schodzi się z geniuszem, a geniusz z powodzeniem. Iluż wielkich ludzi zmarło w nędzy i pośród nieszczęść. Być może kryzys sztuki współczesnej na całym świecie jest wynikiem powodzenia życiowego – wewnętrznego lub zewnętrznego”.

     Przypomniał mi się ten fragment, gdy słuchałem opowieści współczesnego polskiego poety o pobycie na stypendium w USA. Zamknięto go tam w izolowanym domu pracy twórczej. Miał do dyspozycji siłownię dla poetów, basen dla poetów. Była też specjalnie wyważona dieta dla poetów. Nic tylko siedzieć  i pisać wiersze.

     A teraz wspomnijcie Norwida.     

 

  Tomasz Korpysz   

Norwid niekanoniczny

Tegoroczny werdykt może być pewnym zaskoczeniem dla czytelników poprzednich pokonkursowych tomów. Chodzi przy tym nie tyle nawet o znaczący brak pierwszej nagrody (tak już bywało), ile o to, że nagrodę drugą przyznaliśmy dwóm bardzo różnym zestawom wierszy. Chcieliśmy w ten sposób dać wyraz temu, że mimo naszych osobistych preferencji staramy się nie premiować jakiegoś określonego poetyckiego duktu, lecz dostrzegamy i wysoko oceniamy po prostu zestawy zdecydowanie wyróżniające się jako całość. Tymczasem niejednokrotnie było tak, że dwóm ciekawym, czasem nawet znakomitym utworom towarzyszył jeden wyraźnie słabszy. Jako norwidolog z przykrością stwierdzałem, że często był to wymagany regulaminem konkursu wiersz norwidowski. Jedną z przyczyn mogło być to, że autorzy zwykle nawiązywali do najbardziej znanych utworów poety, które nie tylko obrosły tradycją lekturową – często w złym tego znaczeniu „szkolną”: schematyczną, uproszczoną – lecz także zwyczajnie okazywały się im dalekie, wręcz obce tematycznie czy stylistycznie.

W tym kontekście nigdy nie dość przypominania, że Norwid jest twórcą niezwykle wielowymiarowym, chciałoby się rzec: wielojęzycznym. To przecież autor nie tylko wierszy takich, jak Bema pamięci żałobny-rapsod, Ciemność, Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, Czemu, Czułość, Fatum, Fortepian Szopena, Jak, Kółko, Krzyż i dziecko, Modlitwa, Moja piosnka, Na zgon Poezji, Nerwy, Ogólniki, Pielgrzym, Pióro, Sfinks czy W Weronie – najczęściej obecnych w tekstach uczestników konkursu. A przede wszystkim autor nie tylko wierszy. Warto sięgać do jego poematów, dramatów, rozprawek, a może zwłaszcza listów. To tam, poza szkolnym kanonem, naprawdę każdy może odkryć „swojego” Norwida, piszącego nie tylko o prawdzie, pięknie, wolności, Bogu, ojczyźnie…

Na przykład Norwida reportażystę relacjonującego oblężenie Paryża: „Mam zrujnowane siły głodem, przez który przechodziliśmy cztery miesiące, czasem nie więcej nad złamek chleba z plewami na dzień do pożycia mając – końskie mięso, bądź co bądź, nie uwłaszczył, widzę, żołądek – psie kocie, szczurze… mieliśmy w jatkach. Światło do dziś nie gazowe, ale tępe i mdłe dla ogromnego miasta, bo z ciężkiego oleju i świec – ścieki dwumilionowej stolicy zatrzymane dla niemożności wywozu – powietrze pełne krwi ludzkiej – trzy zarazy: czarna ospa, tyfus i dyssenteria. Czasem jednocześnie wewnętrzny wybuch, kładący na bruku osiemdziesiąt głów wolnych obywateli, i huk kilku twierdz bijących z dział na zewnątrz. Pociski ogniste, przez trzydzieści dni i nocy zrywające piętra domów i czaszki ludzkie”.

Norwida pośredniczącego w nietypowych transakcjach: „Niech zatem listownie Pani przyjąć zechce polecenie od p. Laury, która prosi, ażeby Pani raczyła jej tytoniu trochę przysłać – zapewne to idzie o tytoń, który u Pani ubłękitnia atmosferę pokoju wieczorem, w zamian za chmurne i – po prostu się wyrażając – brudne tutejsze niebo. […] Nie potrzebuję kłaść daty – każdy się domyśli, że poselstwo od jednej damy do drugiej o tytoń jest z wieku dziewiętnastego”.

Norwida, który jest wrażliwy na urodę kobiet i potrafi ją opisać tak, jak np. w noweli Stygmat: „Róży P. piękność potrzebowała trafnie obranego dystansu, z powodu iż posągowo-całą była. Kibici wgiętość i cała jej linia, o której kobiety Południa i większej części Wschodu wyobrażenia nie mają, łączyła się w całość z podawaną udatnie pełnią szyi, przez wielkie ciążenie ciemnych i bujnych włosów naginanej… Oczy, spokojne i głębokie, do zaczarowanych jezior podobne – gest ramienia arcyszlachetny – i coś z zamyślonego łabędzia we wszystkości poruszeń”.

Norwida tak autoironicznie piszącego o swoich relacjach z kobietami: „Przyznam się Pani, że wszelka piękna osoba, która idzie za mąż, a nie idzie za mnie, robi mi najsmutniejsze wrażenie. Sam, gdybym był piękną panną, zaraz bym rękę mnie ofiarował i byłbym szczęśliwym”.

Norwida krytykującego rynek księgarski i lekceważący stosunek do książki na wszystkich etapach jej powstawania: „[drukarze] tacy barbarzyńcy są, że ostatniej nigdy nie ma korekty, bo im czcionki wypadają i oni sobie inne, jak chcą, kładą. Raz – dawniej – w rymie, który brzmiał: » Zrazu cię zapał porywa, / A potem – smutki! «  – oni – przez halucynację zecera śpieszącego się na obiad – wydrukowali: » Zrazów cię zapach porywa, / A potem – wódki! «”.

Norwida satyryka, nie bez złośliwości opisującego przedstawicieli polskiej szlachty, jak choćby pewną „matronę” w młodzieńczej noweli Łaskawy opiekun, czyli Bartłomiej Alfonsem: „Pani Drążkowska w samej rzeczy na swój wiek bardzo dobrze wygląda, zwłaszcza kiedy parę godzin przed zwierciadłem posiedzi; ale nie zaniedbuje ona nigdy zamykać gotowalni, żeby czasem ciekawe oko nie wyśledziło przyczyny tego świeżego rumieńca, który ją tylko po umyciu odstępuje”.

Norwida upominającego się o bezkompromisowe nazywanie rzeczy po imieniu: „Wyraz świnia użyty był przez usta Zbawiciela-Świata, a wyraz cymbał użyty był przez usta Pawła, Apostoła narodów – z tej to przyczyny można bezpiecznie świństwo zwać świństwem, a cymbalstwo mienić cymbalstwem”.

Norwida, który ośmiesza nieporadność językową anonimowego „autora”, tworząc interesującą amfibolię:

„AUTOR

Poważny pielgrzym, mimo szron i błoto,

Idzie i wzdycha piechotą…

CHÓR

Musiał się wybrać wcześnie, przed mrozami,

Bo byłby wzdychał saniami…”.

Norwida, który bawi się słowem, konwencją i sytuacją towarzyską, jak choćby w okolicznościowym wierszyku poświęconym… kotu:

„Jak w patetycznej często melodramie           

Aktor – umyślnie przechadza się w mroku,    

Stąpa leniwo, obojętność kłamie,        

Wszelako zawiść i troskę ma w oku –

I przechodzących tam i owdzie czuje,            

Stroniąc jak góral w porze kontrabandy,

A smętny, że nikt się nim nie zajmuje…

Tak jest kot dzisiaj, w dniu imienin Wandy”.

Uczestnikom przyszłorocznego konkursu życzę, by każdy znalazł swojego Norwida i dzięki temu mógł wejść z nim w prawdziwy poetycki dialog.